Zazwyczaj skupiam się na tym, jak zacząć swoją przygodę za konsoletą. Dziś jednak robię wyjątek. Dziś zapraszam Cię w podróż w czasie, do epoki, w której wszystko było inne. Do lat, w których muzyka grała prosto z kaset, światła dyskotek migotały w rytm eurodance’u, a weekend zaczynał się w piątek wieczorem i kończył… dopiero w niedzielę rano. To wpis, który zabierze Cię z powrotem do lat 90 czasów, które ukształtowały muzykę klubową i całą kulturę DJską, jaką znamy dziś.
Narodziny nowej dekady, co przyniosły lata 90
Po dekadzie synth-popu, glam metalu i analogowych brzmień lat 80, nadeszły lata 90, czas wielkiego resetu. To wtedy świat przyspieszył, technologia ruszyła do przodu, a muzyka… eksplodowała. Pojawiły się nowe style, nowe możliwości produkcji i całkowicie nowe podejście do tworzenia hitów. Komputery zaczęły mieć realny wpływ na brzmienie, a sample zyskały rangę sztuki.
Lata 90 to dekada, która nie znała jednej dominującej estetyki. Z jednej strony rozkwitał grunge i alternatywa, z drugiej muzyka taneczna wdzierała się na listy przebojów z bezczelną pewnością siebie. To czas narodzin eurodance’u, rave’u, techno, trance’u i house’u w formie, która do dziś inspiruje DJów na całym świecie.
W Polsce to czas transformacji ustrojowej, ale też kulturowej. Zachodnia muzyka zalała rynek, a MTV i Vivę oglądało się z nabożnością. Każdy teledysk był oknem na inny świat. Każda kaseta przywieziona z Niemiec była skarbem. Każda sobotnia impreza była ucieczką od szarej codzienności w stronę kolorowego, pulsującego świata beatów, laserów i parkietu pełnego ludzi.
Co królowało na parkietach?
Eurodance – głos dekady
Gdyby próbować jednym stylem opisać lata 90. na parkiecie – byłby to bez wątpienia eurodance. Gatunek, który łączył chwytliwe refreny, rapowane zwrotki, syntetyczne brzmienia i nieskończoną ilość energii. To muzyka, która nie znała umiaru – wszystko było głośne, kolorowe i porywające. Artyści tacy jak 2 Unlimited, Culture Beat, La Bouche, Snap!, Haddaway, Dr. Alban czy Corona dostarczali hit za hitem.
Nie było dancingów czy szkolnych dyskotek bez „Rhythm Is a Dancer” czy „What Is Love”. Te utwory były niczym paliwo dla młodego pokolenia, dawały wolność, energię i przestrzeń do wyrażenia siebie.
Dance, techno i początki rave’ów
Obok eurodance’u rosła scena techno. Undergroundowe imprezy, często nielegalne, przyciągały tłumy spragnione czegoś więcej niż tylko listy przebojów. Powoli do głównego nurtu przenikały brzmienia z Detroit, Berlina i Londynu. W Polsce również pojawiali się pierwsi DJe z prawdziwego zdarzenia, a kluby zaczęły inwestować w profesjonalny sprzęt i nagłośnienie.
Zachodnie rave’y z tysiącami uczestników fascynowały młodych. Importowana była nie tylko muzyka, ale też moda: dresy Kappa, bluzy Fila, buty Buffalo, świecące gadżety, fluorescencyjne dodatki. Każdy chciał być częścią tego świata.
Pop i crossover
Lata 90 to także triumf popu z elementami muzyki klubowej. Britney Spears, NSYNC, Backstreet Boys, to druga połowa dekady, która łączyła taneczne rytmy z radiową przebojowością. Utwory takich zespołów często lądowały na dancingach i weselach, były chwytliwe, łatwe do zatańczenia i rozpoznawalne od pierwszych nut.
Również polska scena nie pozostawała w tyle. Formacje takie jak Ich Troje, Top One, Classic, czy Boys dostarczały utworów, które do dziś pojawiają się w setach jako elementy retro klimatu. To były czasy, kiedy polska muzyka taneczna rosła na sile, a discopolowy boom był zjawiskiem społecznym.
Jak wyglądały imprezy w latach 90?
Klubowa rzeczywistość
Wielkie kluby, jak znamy je dziś, dopiero się rodziły. W mniejszych miastach imprezy odbywały się w remizach, domach kultury, halach sportowych i wynajmowanych salach. DJ stał często na podwyższeniu zrobionym z palet, światła migały z dwóch reflektorów, a dym z prostego wytwornika robił całą robotę. Ale dla uczestników liczyło się tylko jedno, muzyka i taniec.
Sprzęt DJski był często prowizoryczny. Gramofony Unitra, miksery DIY, później pierwsze CD-playery od Technicsa czy Pioneera. Nagłośnienie? Często składane z różnych źródeł, ale robiące wrażenie na lokalnej publiczności.
Styl i moda
Lata 90. to eksplozja kolorów i kontrastów. Na parkiecie widziałeś ludzi w dresach Adidas i Kappa, dziewczyny w butach na koturnie, krótkich topach i chokery na szyi. Mężczyźni nosili krótkie fryzury na „cezara” lub „grzybka”, a dziewczyny malowały usta perłową pomadką i używały lakieru do włosów tak intensywnie, że powietrze w klubie było gęste od zapachu Taftu.
Dancingi i dyskoteki
Dla wielu osób pierwsze zetknięcie z muzyką klubową miało miejsce nie w klubie, ale na szkolnej dyskotece czy dancingach organizowanych przez lokalne domy kultury. DJe stawiali kasety w kolejce, starali się przewidzieć moment, w którym trzeba będzie odwrócić stronę A na B. Czasem wkraczał sprzęt typu „dual tape deck”, który pozwalał miksować między kasetami, wtedy był to szczyt technologii.
Były też wesela, nie możemy ich pominąć. W latach 90 DJ weselny był bardziej wodzirejem niż DJem w dzisiejszym rozumieniu. Ale repertuar? To był miks disco polo, polskich przebojów i zachodnich hitów, nie raz można było usłyszeć obok siebie Ich Troje, Los del Rio i Scooter.
Muzyka jako wehikuł emocji
Lata 90 to czas, kiedy muzyka naprawdę jednoczyła ludzi. Nie było jeszcze streamingu, nie było playlist na żądanie. Była radiowa lista przebojów, były składanki pokroju „Bravo Hits” czy „RMF FM – Najlepsza Muzyka”, które przegrywało się na kasety z wielką pieczołowitością. Słuchanie muzyki było aktem, często wspólnym, fizycznym, pełnym emocji.
Dziś wiele z tych emocji wraca, kiedy słyszymy pierwsze dźwięki „Be My Lover” albo „No Limit”. To muzyka, która nie zestarzała się w sensie emocjonalnym. Nadal porusza. Nadal działa na ciała i serca.
Dlaczego dziś wracamy do lat 90?
Bo to była ostatnia dekada przed totalną cyfryzacją. Przed social mediami, przed TikTokiem, przed Spotify. To były czasy, kiedy muzyki się szukało, kiedy zdobycie piosenki było osiągnięciem, a DJ musiał być kolekcjonerem i selekcjonerem.
Wielu DJów dzisiejszego pokolenia zaczynało właśnie wtedy, ucząc się podstaw miksowania na kasetach, obserwując starszych kolegów, kupując pierwsze winyle na giełdach lub w niemieckich second-handach.
Powrót do lat 90, to nie tylko moda. To potrzeba przypomnienia sobie, skąd pochodzimy jako scena, jako społeczność DJska, jako kultura muzyczna.
Lata 90 nie odchodzą – one wracają z przytupem!
Jako DJ i pasjonat muzyki mogę powiedzieć jedno, lata 90 to epoka, która zostawiła ślad nie tylko na winylach i kasetach, ale w sercach ludzi. To czas autentyczności, eksperymentu i prawdziwego kontaktu z muzyką. Dlatego warto wracać do tych czasów. Nie po to, by się tylko wzruszać, ale by znów poczuć ten puls, ten vibe, tę energię.
Bo muzyka nigdy się nie starzeje – ona tylko dojrzewa razem z nami.